Podróż Weekend w Paryżu
Postanowiliśmy skorzystać z najnowszej oferty tanich linii , które to od połowy grudnia latają z Gdańska do Beauvais. 29.03 podrzuciliśmy juniora dziadkom i wraz z moim bratem i jego dziewczyną udaliśmy się do romantycznie wiosennego Paryża.
Nocleg załatwiliśmy sobie w wynajmowanym mieszkaniu, tuż obok Centrum Pompidou. Jak na taką lokalizację, zapłaciliśmy znacznie mniej niż w hotelu. zainteresowanych odsyłam na stronkę www.ahparis.com.
W piątki Luwr otwarty jest dla zwiedzających aż do 22.00. Postanowiliśmy to wykorzystać, więc tuż po obiedzie udaliśmy się na podbój jednego z najsłynniejszych muzeów sztuki na świecie.
Pierwszy dzień skończył się dość późno. Drugi rozpoczał się z samego rana. Plan był prosty - dojechać do pałacu w Wersalu jak najbliżej godzin otwarcia, czyli 9 rano... Prawie nam się udało :)
Na szczęście kolejka nie była powalająca, choć w środku zrobienie jakiejkolwiek fotki bez turystów graniczyło z cudem. Jeżeli chodzi o wrażenia - pałac zrobił na mnie umiarkowane wrażenie. Na pewno wspaniała jest sala kryształowa, ale wypełniona ludźmi zdecydowanie traci urok...No ale na szczęscie na pałacu wyprawa się nie skończyła. Czekały na nas jeszcze ogrody i Petit Trianon z przyległościami, czyli "zakątek" Marii Antoniny.
W ogrodach również dawkowano nam wrażenia. Niestety okazało się że od października do kwietnia figury i fontanny są mało dostępne. Te drugie ogólnie wyłączone. Te pierwsze zakryte plandekami lub wręcz gdzieś schowane... No ale drzewka niezależnie od pory roku ślicznie przystrzyżone, no i ten ogrom przestrzeni... powalające.
Gdy przed podróżą przeglądałam przewodniki, zainteresowała mnie wioska Marii Antoniny, więc po "krótkim" spacerze ogrodami Wersalu udaliśmy się w kierunku Petit Trianon. Sama rezydencja, po obejrzeniu pałacu, nie robi praktycznie żadnego wrażenia... no może człowiek zaczyna się trochę zastanawiać, gdy uświadomi sobie, że znajduje się raptem 2 km od przebogato zdobionej rezydencji, powstałej w dużej mierze w czasach ogólnej nędzy... Przysłowiowe kopary opadły nam jednak, gdy wyszliśmy do ogrodu. I nie, powodem wcale nie była świątynia miłości... Chodziło o rzeczoną wioskę. Królowa Maria Antonina wybudowała sobie sielankową wioseczkę. Ze stawem, z młynem, z latarnią i kilkunastoma domkami. Z literatury dowiedzieliśmy się, że we wiosce mieszkali wynajęci "aktorzy" robiący za mieszkańców wioski. Wszystkie zwierzęta były specjalnie czyszczone, nawet zniesione przez kury jajka myto i wkładano z powrotem na grzędy, aby królowa mogła je potem zebrać gdy przyjdzie jej na to ochota. Dziś nie ma ani aktorów ani specjalnie czyszczonych zwierzaków. Osły, kury, owce, kozy i króliki żyją sobie w standardowym zwierzęcym... no nie chcę powiedzieć brudzie, ale na pewno wiecie co mam na myśli :)
Po blisko 8 godzinach włóczęgi po posiadłości ostatnich Burbonów wróciliśmy pociągiem do stolicy Francji.
Wróciliśmy do stolicy. Po krótkim postoju na przekąskę, udaliśmy się na spacer lewym brzegiem Sekwany. Wszystko co mijaliśmy po drodze, oglądaliśmy z zewnątrz lub wręcz zza bramy. Ale cel wędrówki świecił się w oddali - wieża Eiffla zapraszała na nocną panoramę miasta. W którymś momencie zgasła... trochę nas to zaniepokoiło, ale po godzince, gdy byliśmy już niedaleko, rozbłysła znowu. Później dopiero skojarzyliśmy fakty - trafiliśmy na "godzinę dla ziemi"...
Tym razem wygrała ze mną wieża. Nie wiem czy z wiekiem mój lęk wysokości rośnie, czy może tym razem bardziej wiało... grunt że poprzestałam na drugim poziomie. Ale za to drugie piętro zdobyłam na własnych nóżkach :)
Teraz już wiem jak obchodzona jest Biedziela Palmowa w Paryżu. Oczywistym było, że nie święcą tam palemek z suszonych kwiatów. Okazuje się, że święcą bukszpan. I nie trzeba go zdobywać wcześniej. W niedzielę przed każdym kościołem stoją polowe stoliki, uginające się pod cięzarem gałązek bukszpanu. Każdy chętny może wziąć dowolną ilość za tzw "co łaska".
My udaliśmy się na mszę do Notre Dame. NIechcący trafliiśmy na najbardziej uroczyste, ponad dwugodzinne nabożeństwo. To trochę pokrzyżowało nasze plany, ale muszę przyznać, że nie żałujemy. W samej katedrze najbardziej urzekły mnie witraże.
Gdy wyszliśmy, przywitał nas deszcz. Pozostającw tematyce witraży, udaliśmy się do pobliskiej Saint Chapelle. Zgodnie z moim "fatum" jakiś ważny zabytek musiał być w remoncie. Padło włąśnie na Saint Chapelle. Ale i tak robiła niesamowite wrażenie...
Tego dnia zwiedziliśmy też jeden z najstarszych kościołów Paryża - Saint Germain, miejsce pochówku Napoleona (pałac Inwalidów) oraz muzeum Orsay.
Ostatni pełen dzień w Paryżu. Już wiemy, że nie zwiedzimy wszystkiego co planowaliśmy. Na listę "do zobaczenia następnym razem" trafiły już wieża i cmentarz Montparnasse, Ogrody Luksemburskie, Cmentarz Pere Lachaise, Muzeum Nauki, Muzeum Rodina oraz podziema i wieże Notre Dame. Na poniedziałek zaplanowaliśmy prawy brzeg orz zakupy pamiątek. No i w dużej mierze się udało. Tylko trzeba było się dodatkowo zmierzyć z obolałą stopą jednej z uczestniczek i coraz gorszą pogodą... Z La Defense wygoniła nas ulewa.
Wieczorem z Panem Duzinkiem pobiegliśmy jeszcze zobaczyć paryski meczet, centrum arabskie i dzielnicę żydowską. Było już dość ciemno i niewiele zdjęć się nam udało... takie życie...
Pociąg do Beauvais odjeżdża z Gare du Nord koło południa. To dało nam dodatkowe pół dnia, które mogliśmy poświęcić na ostatni z zaplanowanych regionów - czerwona dzielnica z dzielnicą artystów.
Czerwona dzielnica jak dla mnie jest przereklamowana - brudno, tłum turystów, architektura taka sobie... dobrze że choć pas zieleni przez środek głownego bulwaru się ciągnie.
Zupełnie inaczej jawi się Montmartre. Dzielnica była jakby wymarła. Nieliczni przechodnie potęgowali wrażenie zagubienia... I nagle zza rogu wyłania się bazylika Sacre Coeur z tłumami ją oblegającymi. Dla mnie budynek bazyliki przypomina tort bezowy, ale byli wśró nas tacy, co byli nią oczarowani.
Uliczki zaraz za bazyliką również były bardzo zatłoczone. Do tego zbliżał się moment odjazdu, więc zmęczeni, ale zadowoleni udaliśmy się w drogę powrotną.
O istnieniu katedry w Beauvais dowiedziałąm się z jednego z komentarzy na kolumberze. Potem były poszukiwania w Internecie i tk narodziło się pragnienie zobaczenia niezwykłej budowli. Historia tego miejsca jest niesamowita - pragnienie wybudowania najwspanialszej, największej świątyni; liczne przeciwności losu - trzęsienia ziemi, choroby, pożary... i w końcu przerwanie budowy na etapie samego prezbiterium.
Wygląd katedry ociera się o komizm. Monumentalne wręcz prezbiterium i doczepiony doń maleńki kościółek zawierający "nawę główną". Możliwe, że niewiele czasu zostało na podziwianie tego tworu, bo wewnątrz widać ewidentne dowody na upadek tego zabytku. Pełno tam bowiem specjalnych rusztowań podtrzymujących konstrukcję. Z zewnątrz poddawano katedrę czyszczeniu, ale wg mnie skupili się nie na tym co trzeba...
Same miasteczko nie jest zbyt wyjątkowe... uderza w nim pustka na ulicach i chodnikach... nie wiem czy mają tam sjestę, czy może wtorki są wolne. Grunt, że sklepy były w dużej mierze pozamykane, a tubylców jak na lekarstwo. Rzucało się to w oczy zwłaszcza w porównaniu do ruchliwej stolicy z której wyjechaliśmy raptem dwie godziny wcześniej.
O 14.30 byliśmy już na lotnisku. Dowiedzieliśmy się, że Francuzi są większymi formalistami od Polaków (pierwszy raz tak dokładnie mierzono i ważono mi bagaż podręczny) i 1.5h później wystartowaliśmy do Gdańska.
Zaloguj się, aby skomentować tę podróż
Komentarze
-
Bardzo dobrze i intensywnie wykorzystany weekend, ciekawa relacja i ładne zdjęcia. Może warto poprawić drobne "literówki" i gramatyczne potknięcia we francuskich nazwach w podpisach zdjęć - będzie super! Pozdrawiam.
-
byłem ostatnio na majówce w Londynie, wbrew pozorom w 2-3 dni można wiele zobaczyć :)
-
intensywny wypad :)
nocne zdjęcia wieży - super:D -
Sagnes, Sangha, Smoku - Dziękuję za plusiki. Ciąg dalszy oczywiście będzie, choć już nie z Luwru :) Byliśmy od piątku 29.03 popołudniu do wtorku do południa...
-
To ile czasu spedzilas w Paryzu? Czy jeszcze malas czas na cos poza Luwrem?
-
czy będzie ciąg dalszy? chętnie obejrzę
-
Pewnie z tydzień byłby potrzebny żeby na spokojnie nacieszyć oczy skarbami Luwru. Z przyjemnością jeszcze kiedyś tam wrócę. Super zdjęcia, a czy będzie ciąg dalszy paryskiego weekendu? pozdrawiam :)